
Na tegoroczny targach CeBit zaprezentowano jeden z bardziej nietypowych wyświetlaczy na świecie. Nie chodzi nam tu o telewizory OLED o rozdzielczości 4K, czy inne „nieciekawe” konstrukcje tego typu, a o ekran dotykowy w którym głównym „nośnikiem” obrazu jest… para wodna.
Rosyjska firma Displair wpadła na bardzo ciekawy pomysł: połączyła ze sobą projektor, grzałkę, lusterko, dmuchawę i kilka sensorów. Ten zestaw elementów wprowadziłby w zakłopotanie nawet legendarnego MacGyvera, ale w praktyce zasada działania urządzenia zbudowanego z niego przez naszych sąsiadów jest zaskakująco prosta. Grzałka podgrzewa wodę i powstaje z niej para wodna, która jest mieszana z powietrzem i wydmuchiwana przez wąską szczelinę, dzięki czemu powstaje „ściana” wilgotnego dymu. Okazuje się, że coś takiego całkiem nieźle spisuje się w roli zamiennika typowej białej planszy, na którą jest rzucany obraz z projektora. Wzdłuż szczeliny, z której wydobywa się „matryca” urządzenia, umieszczone są czujniki sprawdzające, czy użytkownik „przebija” ekran palcem. Całość jest podłączona do zwykłego komputera, na którym można było zagrać we Fruit Ninja, albo uruchomić galerię fotografii obsługiwaną standardowymi gestami wielodotykowymi, które zna każdy posiadacz smartfona, lub tabletu.
Z drugiej strony wykrywanie dotyku i gestów jest zaskakująco dobre, a korzystanie z tego rozwiązania jest po prostu przyjemne i odświeżające (a może być jeszcze bardziej odświeżające, jeśli do zbiorniczka z wodą doda się jakieś krople ziołowe, albo perfumy ;)). Twórcy mówią, że zainteresowanie ich produktem jest całkiem spore, szczególnie wśród firm i instytucji szukających ciekawych „tablic” informacyjnych, które miałyby być umieszczane w miejscach publicznych, co w sumie nie dziwi, bo… jest to ekran, którego nie da się stłuc 🙂
Cena? Jedyne 10 tysięcy dolarów, więc już możecie się ustawiać w kolejkach.
Na pierwszy rzut oka wygląda to trochę jak hologram z Gwiezdych Wojen i choć może nie jest to aż tak zaawansowana technologia, to bez wątpienia wzbudza zainteresowanie i ciekawość. Ma to jednak kilka istotnych ograniczeń. Po pierwsze, ponieważ głównym źródłem obrazu jest projektor, to zbyt mocne oświetlenie ma bardzo negatywny wpływ na kontrast i czytelność obrazu. Taki ruchomy ekran niezbyt się też nadaje do wyświetlania na nim małego tekstu, choć zapewne i tak nikt by nie chciał tego robić. No i trzeba pamiętać o „tankowaniu” go, bo gdy skończy się woda w zbiorniczku, to wszystko znika.
Źródło: PcLab